Wszyscy obecni na sali patrzyli w napięciu na wyczyn Herosa. Blondynki z zapartym tchem, tuląc się do X’a, szykowały dłonie do oklasków. Tymczasem z Andrzejem zaczęło się dziać nie najlepiej, zrobił się purpurowy jak nastolatek przyłapany na oglądaniu filmu porno. W tym momencie byłem już pewien, że coś nie wytrzyma – któraś część niezniszczalnej machiny, zwanej Andrzejem, musiała pęknąć. Ręce Playboya trzymające gryf poczęły drżeć coraz intensywniej, w końcu amplituda drgań wzrosła do rozmiarów widywanych u narkomanów na głodzie, a sztanga stopniowo poczęła zmierzać ku klatce piersiowej, zgodnie z odwiecznym prawem grawitacji. Andrzejowi udawało się nawet dość skutecznie spowalniać jej ruch, choć już w tym momencie było widać, że jeżeli my jej z niego nie zdejmiemy, to mogą to być jego ostatnie chwile na tym ziemskim łez padole. Nie to było jednak najgorsze, wszak asekurowaliśmy Siłacza.

W tym momencie byłem już pewien, że coś nie wytrzyma – któraś część niezniszczalnej machiny zwanej Andrzejem musiała pęknąć.

Tragedii dopełnił fakt, że jednocześnie z odejściem siły z mięśni rąk, pleców (wygiętych w pałąk), klatki piersiowej i brzucha, posłuszeństwa odmówił też mięsień dużo bardziej intymny – zwieracz odbytu. Przez cały kilkusekundowy okres płynnego opadania ciężaru Andrzej… puszczał okrutne bąki. W tak małym pomieszczeniu, w ciszy, jaka zapadła, dźwięk ten brzmiał tak wyraźnie i donośnie, iż zdawało się, że odbija się od ścian i próbuje znaleźć wyjście na zewnątrz. Wyglądało to trochę tak, jakby organizm Andrzeja krzyczał wewnętrznie: „Nie dam rady!”

Początkowo tylko znajomi Strongmana się nie śmiali. Później i oni poczęli rechotać,  płacząc ze śmiechu, blondyny zaś miarowo i jednostajnie jak dwa, nieco mniej silikonowe klony Dody Elektrody. Trwało to wszystko zaledwie kilka sekund, choć dla zebranych, a zwłaszcza dla Puszczającego Bąki Nieszczęśnika, musiało wydawać się wiecznością.

Po wydobyciu spod sztangi Andrzej szybko wyszedł bez słowa. Reszta osób, nawet jego znajomi, chichotali jeszcze długo. Zresztą, gdy tylko radość ustawała, ktoś rzucał magiczne „prrrrrrr” i wszystko zaczynało się od nowa.

Widywałem Andrzeja jeszcze wiele razy, zwykle szedł pewnym krokiem, a wzrokiem wprost spalał przechodniów. Ręce, jak u meneli spod „Biedronki”, pozostawały sztywne w pewnej odległości, po bokach tułowia. Zawsze, gdy mnie zauważył, zwieszał głowę i zdawał się liczyć pęknięcia w chodniku…

Załaduj więcej podobnych artykułów
Załaduj więcej Redaktor
Załaduj więcej Sport

1 Komentarz

  1. […] Wspomnienie z treningu na siłowni cz.2 […]

Dodaj komentarz

Sprawdź też

Opieka i konserwacja wypożyczonych elektronarzędzi

Wypożyczanie elektronarzędzi to doskonałe rozwiązanie dla osób, które potrzebują sprzętu n…