Opuncja wyrosła mi z nasion
Tę egzotyczną roślinę z powodzeniem możemy uprawiać w domu i na tarasie. Dzięki właściwej pielęgnacji doczekałam się nie tylko kwiatów, ale także owoców.
Kiedy byłam w Ziemi Świętej, zaintrygowały mnie zielone, podłużne owoce obecne na każdym ulicznym straganie. Sprzedawca poinformował mnie, że to owoce opuncji i ostrożnie je zapakował. Dostałam instrukcję, jak najprościej pozbyć się skórki usianej kępkami niewielkich kolców, aby bezpiecznie dostać się do soczystego miąższu. Był pyszny. Wówczas nie miałam swojego ogrodu, więc nie przywiozłam nasion. Nadrobiłam to kilka lat temu, kiedy zobaczyłam owoce w sklepie. Wtedy postanowiłam założyć domową uprawę.
PRZYGOTOWANIE
Owoce kupiłam wczesną zimą. W każdym było mnóstwo nasionek. Wszystkie wybrałam, przemyłam na sitku, wysuszyłam chusteczką i odłożyłam na miesiąc, aby doschły. Wysiałam je na początku lutego. Miałam wątpliwości, czy wzejdą, ponieważ mogły być jeszcze niedojrzałe lub przygotowane do transportu w sposób, który zabija w nich funkcje życiowe. Dopiero po dwóch miesiącach torf wymieszany z piaskiem drgnął. Po kilku dniach wyjrzała z niego pierwsza roślinka. Zupełnie nie przypominała opuncji – gruba łodyżka kończyła się dwoma mięsistymi listkami. Po upływie kolejnych dwóch tygodni na jej szczycie pojawił się pierwszy człon prawdziwej opuncji z kolcami.
PRZESADZANIE
Nasiona kiełkowały nierówno przez trzy miesiące. Ponieważ byty gęsto wysiane, musiałam je przesadzić. Było to najtrudniejsze zadanie ze względu na dokuczliwe, ledwie widoczne kolce. Całą operację wykonałam za pomocą paska papieru. Manipulując nim, wyciągałam drobne roślinki z dokładnie wzruszonej ziemi i wkładałam do doniczki. Tępą końcówką ołówka ubijałam ziemię wokół każdej siewki. Niepotrzebnie obawiałam się, jak to zniosą. Wszystkie przeżyty zabieg.
STANOWISKO
Świeżo posadzone rośliny ustawiłam w ocienionym miejscu. Później do końca lata rosły na słonecznych parapetach, a w następnych latach wędrowały do ogrodu już na początku maja. Mimo że kojarzą się z gorącym klimatem, bez szwanku znoszą krótkotrwałe nocne przymrozki, a nawet lekki śnieg. Co roku przybywało im jedno „piętro” członów. Na niektórych roślinach wyrastał jeden, na innych 2-3.
Pierwszy raz zakwitły po 3-4 latach. Kwiaty są duże i żółte. Pojawiają się na czubku kulistego pędu. Nie jest on podobny do wegetatywnego, który stanowi zawiązek przyszłego owocu. Wydaje go prawie każdy kwiat. Jednak jest nieco mniej słodki oraz mniejszy od izraelskiego oryginału.
PIELĘGNACJA
Opuncje są wyjątkowo niewymagające. Do tej pory przesadzałam je tylko w dwóch pierwszych latach do donic z ziemią uniwersalną. Nie mieszałam jej z piaskiem, jak do kaktusów i chyba im to służy. Stare okazy nawożę tylko raz w roku, wczesną wiosną po zakończeniu okresu spoczynku. Najczęściej jest to własnoręcznie zrobiona odżywka z pokrzywy.
Do owocowania rośliny potrzebują 3-miesięcznego okresu spoczynku. Z ogrodu przenoszę je do piwnicy, gdzie mają zapewnioną temperaturę ok. 7°C i dostęp do światła dziennego. Podlewam je bardzo oszczędnie.
WSKAZÓWKI
Przed przeniesieniem z powrotem do ogrodu wymagały aklimatyzacji do pełnego nasłonecznienia. Rano lub wieczorem wystawiałam je na 2-3 godziny i stopniowo zwiększałam dawkę słońca. Największą trudność w uprawie sprawia zrównoważone podlewa nie. Rośliny są wrażliwe na chlorowaną wodę – musi być odstana. Ponieważ moje rośliny spędzały lato w ogrodzie bez zadaszenia, musiałam je odpowiednio przygotować na deszcze. Wybierałam gliniane donice, aby szybko odparowywały wodę, a na ich dno sypałam garść żwiru dla lepszego odpływu jej nadmiaru. Pierwszym objawem przelania są rdzawe plamy przy kolcach, które wykwitają błyskawicznie. Żadnej takiej opuncji nie udało mi się uratować. Odpowiednio doglądana doda przestrzeni egzotycznego uroku. W domu będzie rosła bez problemów, a przy odrobinie szczęścia nawet owocowała.
Anna Toott